Jak to zwykle bywa z prowizorkami, które miały być tylko na chwilę, to chyba każdy wie.
Zostają z nami na dłużej niż planowaliśmy, a czasem tak się do nich przyzwyczajamy, że zostają na zawsze. Tak było z naszą szopką, która miała być tylko na czas budowy - stanęła więc w centralnym punkcie działki i to zdecydowanie nie ze względu na swoją wyjątkową urodę.
Powstała z tego co było akurat pod ręką, straszna brzydula, ale za to bardzo solidna.
Daje schronienie kotom, podczas naszych letnich wyjazdów. Mieszkała pod nią rodzina jeży, chowała się tam też jaszczurka. W ubiegłym roku mieszkała pod nią żaba, która o poranku brała kąpiel w naszym basenie. Na zimę wprowadzają się do niej myszy i może dlatego szczęśliwie nie pchają się do domu. I jak tu rozebrać szopinkę?
Jakiś czas temu obsadziłam szopkę bluszczem i trzmieliną. W tym roku dodałam ostróżki, malwy i maciejkę. Znalazło się też miejsce na mały warzywnik. I tak powstał wiejski kącik, który bardzo polubiłam.
Po raz kolejny przekonałam się, że nawet jeśli coś nie do końca nam się podoba i nie pasuje do naszego projektu, to może zanim się tego pozbędziemy warto zastanowić się jak to można wykorzystać. Może brzydki mur sąsiada będzie podporą dla pnących roślin i stanie się kącikiem w stylu śródziemnomorskim? A stary budynek gospodarczy po paru drobnych zabiegach, pięknym domkiem ogrodnika? Przecież czasem wystarczy zawiesić okiennice zbite z kilku starych desek, posadzić malwy i postawić ławeczkę, aby zyskać urocze miejsce.
Pozdrawiam